niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział 3

Zamierzam nauczyć ją grzeszyć, ponieważ zawsze wiem, gdzie była żyjąc po złej stronie ścieżki


Muzyka grała niemiłosiernie głośno, nawet poza budynkiem szkoły. Siedziałam przy basenie na zewnątrz, w którym czasami mamy wychowanie fizyczne. Wszyscy się dobrze bawili.. tylko nie ja. Czułam się tam jak odludek.. nie lubię ludzi.. chcą wiedzieć zbyt wiele, są zbyt ciekawscy. Nie lubię być w centrum uwagi, a przez Naomi wszyscy się na mnie gapili. Gdybym nie ubrała tej sukienki, tylko tą którą chciałam założyć, nikt by mnie nie zauważył, jak zwykle. A teraz.. jeszcze trochę i każdy zobaczy mój tyłek.. To prawda, sukienka jest śliczna, ale.. nie jest dla mnie. Może Naomi czuje się w niej komfortowo, ale ja nie.


Wstałam powoli i ruszyłam w stronę domu. Byłam zła na Naomi i Scott'a, że mnie na to namówili, było tak zimno, a ja miałam ponad 4km pieszej wycieczki. Szłam już dłuższy czas, robiło się coraz zimniej, objęłam się ramionami i przyspieszyłam trochę kroku. Nagle pustą drogę oświetliły światła jadącego gdzieś za mną samochodu. Miałam dziwne przeczucie, ale postanowiłam je zignorować idąc spokojnie dalej, dopóki samochód nie zwolnił kiedy był już obok mnie. Wtedy na prawdę spanikowałam. 
- Wsiadaj. - powiedział ktoś niskim, władczym tonem. Spojrzałam przestraszona na samochód, okno od strony kierowcy było otwarte, ale było tak ciemno, że nie dostrzegłam twarzy.. ale ten głos tego mężczyzny.. był tak charakterystyczny i.. o kurwa. - Wsiadaj. - warknął. - Nie lubię się powtarzać. 
Nie wiedziałam co mam zrobić. Stałam jak słup soli całkiem wystraszona. Mężczyzna wysiadł z auta wyprowadzony z równowagi. Nie mam pojęcia czym on się tak przejmował. Jednym ruchem złapał mnie w talii i przewiesił sobie przez ramię idąc w stronę drzwi od strony pasażera. Zaczęłam się rzucać i bić go w pięściami w plecy, ale to go w ogóle nie ruszało. Wsadził mnie do samochodu i zapiął pasem, po czym w niewiarygodnie szybkim tępie znalazł się na miejscu kierowcy i zablokował moje drzwi. Siedziałam tak sparaliżowana strachem. 
Chłopak spojrzał na mnie i zaśmiał się mierząc mnie wzrokiem. To było okropnie krępujące, spuściłam wzrok na swoje trzęsące się dłonie. 
- Podoba mi się to, że się mnie boisz. - mruknął. Nawet nie usłyszałam w którym momencie przybliżył się do mnie. Delikatnym ruchem odgarnął moje włosy na drugie ramię i przejechał nosem od mojego ucha do obojczyka. Oddech uwiązł mi w gardle. Właśnie dotarło do mnie, że jestem sama z mężczyzną, którego imienia nie znam.. którego w ogóle nie znam.. ale wiem że jest psychopatą zamknięta w samochodzie. 
Odsunął się ode mnie i usiadł prosto na swoim miejscu. 
Jechaliśmy już dłuższą chwilę w ciszy, siedziałam skulona trzęsąc się ze strachu.. nawet nie wiedziałam jak ma na imię, w ogóle nie znałam go.. tyle myśli błąkało mi się po głowie. 
- Tom. - burknął nawet na mnie nie patrząc. 
- Loui...
- Wiem.
- Czego ode mnie chcesz? - szepnęłam drżącym głosem. 
- Już ci kurwa mówiłem. A ja bardzo nie lubię się powtarzać. - warknął, a ja skuliłam się na ton jego głosu. Był taki chłodny, beznamiętny, zły.. Na tym nasza rozmowa się skończyła. Zaczynałam powoli kojarzyć ulice, a w końcu zatrzymał się pod moim domem. Odpięłam powoli i niezdarnie pas. 
- Wypierdalaj. - mruknął patrząc na mnie groźnie. Spuściłam wzrok i najszybciej jak tylko mogłam opuściłam jego samochód i uciekłam do domu. Dlaczego tak właściwie mnie podwiózł.. przecież.. nic nie rozumiem. Zamknęłam drzwi wejściowe na klucz. Jeszcze nie zdążyłam dobrze przejść przez próg kiedy usłyszałam krzyk ojca. Tak strasznie wyzywał mamę, z resztą jak zwykle. Zamknęłam oczy do których niemiłosiernie cisnęły się łzy. Szybko pobiegłam na górę i jak ten tchórz schowałam się w swoim pokoju. Nienawidziłam tego, powinnam zadzwonić po policję.. albo ratować matkę, ale ja wolałam się schować. Szybko wczołgałam się pod kołdrę nawet nie zdejmując butów. Przeszlochałam prawie całą noc, zasnęłam dopiero jak zaczęło świtać. 
Późnym rankiem obudziło mnie ciche stukanie w okno. Zwlekłam się z łóżka i podeszłam do okna by sprawdzić kto tak hałasuje. Rozejrzałam się i mój wzrok zatrzymał się na wysokim chłopaku stojącym pod moim oknem. Był ubrany cały na czarno, a na jego nosie znajdowały się jedne z tych szpanerskich Ray Ban'ów. W prawej ręce podrzucał małe kamyczki. Patrzyłam na niego lekko zmieszana i przestraszona.
- Za 10 minut widzimy się przed domem. - powiedział spokojnie, ale władczo.
- Nie mam ochoty. - mruknęłam.
- Gówno mnie obchodzi na co masz ochotę. Jak sama nie wyjdziesz wyciągnę cię siłą. - warknął.
- A...ale.. Nie. Nigdzie nie idę. - wystawiłam w jego stronę środkowy palec, po czym szybko schowałam się w pokoju. Usiadłam w kącie i przez długi czas nasłuchiwałam jakichś hałasów, ale wyglądało na to, że odpuścił sobie. Odetchnęłam z ulgą wstając, podeszłam do drzwi i wychyliłam głowę rozglądając się po korytarzu.. cisza.. Wyszłam niepewnie i ruszyłam w stronę łazienki szybkim krokiem. Zatrzasnęłam drzwi i pisnęłam przerażona dobijając do czegoś twardego, podniosłam wzrok i zobaczyłam JEGO. Jak?! Ja się pytam jak?! 
- Zdziwiona? - spytał z wrednym uśmiechem. Spuściłam wzrok, a on chwycił mocno moje ramiona. - Odpowiedz, kurwa! - krzyknął zdenerwowany. 
- Tom.. przestań.. ranisz mnie.. - szepnęłam słabym głosem. Jego uścisk lekko złagodniał. 
- Ubieraj się. - warknął puszczając mnie całkiem, po czym wyszedł szybko z łazienki. Szybko przebrałam sie przestraszona i opuściłam łazienkę. Tom stał przy schodach opierając się o ścianę, zagryzłam wargę podchodząc troszkę bliżej, chłopak tylko się zaśmiał kręcąc głową i podszedł do mnie zbliżając usta do mojego ucha.
- Tak cholernie podoba mi się to jak bardzo się mnie boisz - mruknął, a mnie przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Tom chwycił moją dłoń i pociągnął mnie do wyjścia. Przed domem stał duży, czarny samochód. Chłopak niemal wrzucił mnie do samochodu i zapiął moje pasy.. umm.. ja mam jeszcze sprawne ręce? ale nie odezwałam się. Byłam zbyt wystraszona..
- Zatańczysz dla mnie. - oznajmił z cwaniackim uśmiechem. 
- Nie.. nie będę dla ciebie tańczyć.. - zaprotestowałam patrząc na niego jakby zwariował. 
- Ależ zatańczysz, kochanie. 
- Nie, Tom, nie zatańczę.. 
- Jesteś pewna? Sądzę jednak, że jestem w stanie cię do tego zmusić. - powiedział wyjeżdżając z podjazdu i od razu przyspieszając. Tak, Tom.. ja też sądzę, że jesteś w stanie mnie do tego zmusić.. 
- No właśnie.. - mruknął z uśmiechem.. ale co..? przecież.. powiedziałam to na głos? - Niekoniecznie.. - mruknął pod nosem. 
- Tom! - podniosłam lekko głos oburzona. 
- No co? - zaśmiał się.. w ogóle tego nie rozumiałam.. o co tu do cholery chodzi. Chłopak zaparkował na jednym z wolnych miejsc parkingowych przy kamienistej "plaży". Wysiedliśmy z samochodu, a ja stałam tam spanikowana.. a co jak chce mnie zabić i wrzucić do oceanu.. albo gorzej! a co jak mnie utopi? Tom podszedł do mnie śmiejąc się pod nosem.. ja nie rozumiem co go tak bawi, wyglądam aż tak głupio? 
- Chodź. - powiedział wyciągając do mnie dłoń. 
- Nie, ja nigdzie z tobą nie pójdę.. do grobu się jeszcze nie wybieram.. 
- Gdybym chciał cię zabić zrobiłbym to już dawno.. ale szczerze mówiąc właśnie w takich momentach mam ochotę to zrobić. - warknął, a mnie zmroziło. 
- Teraz to już tym bardziej nigdzie z tobą nie pójdę. - prychnęłam odsuwając się. Tom przewrócił oczami i sekundy później znalazłam się na jego plecach. - Puść mnie.. - mruknęłam próbując się wyrwać, ale on trzymał zbyt mocno. Ruszył w stronę wody. - Tom.. nie wygłupiaj się.. 
- Przestań, Louise. Nic ci nie zrobię, obiecuję. 
- Nie wierzę ci. 
- Nie musisz. 
- Ufać też ci nie ufam. 
- Trudno. 
- Nie znam cię
- Jaka szkoda. 
- Tom! 
- Louise!
- Uhh.. - już więcej się nie odezwałam . Chłopak usiadł na jednym z większych kamieni blisko wody obracając mnie tak, że siedziałam okrakiem na jego kolanach twarzą do niego. Skrzywiłam się próbując się odsunąć. Określić to krępującym to zdecydowane niedopowiedzenie. Tom tylko uśmiechał się głupio przyglądając mi się uważnie. Jak on w ogóle znalazł się w moim pieprzonym życiu?! 
Kiedy tak dłużej przyglądałam mu się.. coś mi w nim dziś nie pasowało.. nos? nie.. usta? nie.. nadal idealne.. co?! uhh.. oczy.. nie widzę ich.. coś mi się nie zgadza.. włosy! inaczej ułożone dziś.. ale no cholera.. to tylko to..? 
- Dlaczego jesteś dla mnie taki miły? - spytałam cicho. 
- A kto powiedział, że jestem miły? - uśmiechnął się bezczelnie. 
- A nie jesteś? 
- A wolisz żebym był bezczelnym dupkiem? 
- J-ja..
- Się robi, kochanie. - posłał mi ten swój głupi uśmiech, po czym chwytając brutalnie moje ramiona wpił się agresywnie w moje usta. Pisnęłam zszokowana kładąc dłonie na jego klatce piersiowej próbowałam go odepchnąć, ale to na nic. Chłopie, ile ty masz siły!! Tom zaśmiał się w moje usta, a ja idealnie wykorzystałam okazję i ugryzłam go w wargę, przez co syknął cicho odsuwając się. Szybko wstałam z niego i najszybciej jak potrafiłam zaczęłam biec w stronę parkingu, a następnie omijając samochód rzuciłam się biegiem w stronę mojego domu. Przynajmniej tak myślałam.. kurcze.. nawet dokładnie nie wiem gdzie jesteśmy. Poczułam jak czyjeś silne ramiona owijają się wokół mojej talii przyciągając mnie do siebie, straciłam grunt pod nogami. Pisnęłam przerażona. 
- Skarbie, nie martw się.. obiecuję być delikatny. - wymruczał mi do ucha, tym swoim niskim, zachrypniętym głosem. Poczułam jak przykłada mi coś do twarzy, przez co nie mogłam nic zobaczyć. Poczułam dziwny, ale charakterystyczny zapach, a po tym była już tylko ciemność.

niedziela, 2 marca 2014

Rozdział 2

Spójrz w moje oczy, są pełne strachu 

- Nadal nie wiesz o czym mówię? - warknął na mnie szarpiąc mnie za ramię. - Odpowiedz kiedy do ciebie kurwa mówię. - popchnął mnie gwałtownie na ścianę. Pomimo że tak cholernie się bałam, byłam zła na niego... kimkolwiek był.. wprasza mi się do domu i pomiata mną jak jakimś kawałkiem gówna.
- A jeśli je mam to co? Myślisz że jeśli przyjdziesz i mną trochę poszarpiesz to się wystraszę? - spytałam patrząc mu prosto w oczy. Zgrywałam jakąś pieprzoną bohaterkę? Udając że sie go nie boję..
Zaśmiał się gardłowo odchylając głowę do tyłu. - Chcesz się zabawić... - mruknął przybliżając się do mnie...jego zapach.. mieszał mi w głowie.. - Więc się zabawimy, skarbie. Do zobaczenia w piekle. - powiedział i z wrednym uśmiechem opuścił mój dom.
- W co ja się znów wplątałam.. - mruknęłam przestraszona osuwając się po ścianie. Kłopoty to moje drugie imię.. za każdym razem.. zamiast odpuścić ja jeszcze głębiej staczam się na dno. Dlaczego? Sama nie wiem..

***

Rano obudziło mnie nieznośne brzęczenie mojego telefonu. Ten stary gruchot ledwo już się trzymał, ale jednak.. i miałam nadzieję, że wytrzyma jak najdłużej, bo na nowy na pewno mnie nie stać.. przynajmniej w najbliższym czasie. Sięgnęłam po telefon i otworzyłam nową wiadomość

od: nieznajomy
grę uważam za rozpoczętą

                             fucker

Oddech uwiązł mi w gardle, odrzuciłam telefon na łóżko przestraszona. Byłam pewna że sobie odpuści, że to są tylko jakieś głupie żarty.. Nagle ktoś wpadł z impetem do mojego pokoju, podskoczyłam na łóżku przestraszona.
- Dzisiaj baaaaaaaal! - zawołał uradowany Scott wskakując mi na łóżko, od razu po nim do pokoju weszła Naomi przewracając na niego oczami.
- Tapeciara zgodziła się z nim pójść. - wyjaśniła z uśmiechem.
- Na prawdę? - spytałam z udawanym entuzjazmem.
- Tak. Coś czuję, że dziś nieźle porucham! - powiedział z szerokim uśmiechem, na co Naomi wybuchnęła śmiechem.
- Coś czuję że razem z samochodem sprzedałeś mózg. - zaśmiała się Naomi.
Pokręciłam głową z uśmiechem wstając z łóżka kiedy ta dwójka prowadziła zawziętą kłótnię. Wyjęłam z szafki ubrania, poszłam do łazienki i szybko się przebrałam. Kiedy wróciłam Naoms i Scott już czekali w salonie. Pojechaliśmy do centrum handlowego. Naomi biegała po sklepach jak szalona przymierzając tryliardy różnych kreacji. Scott znalazł już garnitur dla siebie i zaszył się w jednej z kawiarni. Ja chodziłam za przyjaciółką komplementując ją przy przymierzaniu sukienek i modląc się, by w końcu coś wybrała.
- Skarbie, a co z sukienką dla ciebie? - spytała Naomi przeglądając się w lustrze przy przymierzaniu ślicznej, czerwonej sukienki.
- Ja chyba nie pójdę na ten bal. - powiedziałam niepewnie przeczesując palcami włosy.
- Jak to nie idziesz?
- No.. nie mam z kim, a poza tym nie mam żadnej sukienki. - wyzruszyłam lekko ramionami.
- Ja ci pożyczę sukienkę, a poza tym pójdziesz ze mną, to mało? - spytała patrząc na mnie ze śmiesznie poważną miną.
- No.. ni..
- No właśnie. - powiedziała z triumfalnym uśmiechem. - Ta mi się podoba, jak myślisz, wziąć ją? - spytała obracając się wokół własnej osi.
- Tak, myślę że ta jest najlepsza i na prawdę wyglądasz nieziemsko. - powiedziałam, a Naomi z uśmiechem schowała się w przebieralni. Podeszłam do lustra i spojrzałam na swoje odbicie. Nigdy nie będę wyglądać tak dobrze jak Naomi, bo nigdy nie będę miała tyle pieniędzy. Zobaczyłam jakiś cień za mną, a po chwili dosłownie z nikąd pojawił się tam ten chłopak. Pisnęłam przerażona, ale nie usłyszałam żadnego dźwięku, ponieważ chłopak zdążył zasłonić mi dłonią usta. Tak bardzo się bałam, serce waliło mi jak szalone.
- Jak się bawisz, słońce? - mruknął mi do ucha niskim tonem.
- K-kim.. j-jesteś? - wyjąkałam przerażona.
- Twoim marzeniem - powiedział cicho przejeżdżając nosem po mojej szyi - i twoim koszmarem.
- Zostaw mnie w spokoju. - szepnęłam.
- Chciałaś zagrać. Więc zagramy, skarbie. Przede mną się nie schowasz. Znajdę cię wszędzie. Czasami jestem bezlitosny.
Stałam sparaliżowana strachem z zamkniętymi oczami, kiedy je otworzyłam po kilku minutach zobaczyłam za mną zdziwioną Naomi.
- Nie pytaj. - powiedziałam cicho.

piątek, 17 stycznia 2014

Rozdział 1

W środku nocy, kiedy krzyczą anioły

Kocham balet, ale nienawidzę tego, że zajęcia są tak późno. Jest godzina 18:15 i dookoła jest już ciemno, jedynie latarnie uliczne dają skromne oświetlenie.
Jestem Louise, mieszkam w jednej z biedniejszych dzielnic Nowego Orleanu w stanie Luizjana. Od około 5-tego roku życia tańczę balet. Taniec jest przeznaczeniem, lepszym jutrem, jest przyszłością. Nie mam zbyt wielu przyjaciół, ani nie zwracam na siebie większej uwagi. Moi rodzice często są poza domem, mama pracuje na dwa etaty w tutejszej kawiarni, a w weekendy dorabia w szpitalu. Ojciec od kiedy pamiętam nigdy nie pracował i albo przesiadywał w barze z kumplami, albo przed telewizorem z piwem w ręku. Był awanturnikiem, okropnym awanturnikiem. Starałam się pomagać mamie jak mogłam, ale ona wcale nie chciała pomocy, zawsze kiedy proponowałam jej pomocną dłoń odprawiała mnie mówiąc żebym się pouczyła, albo przećwiczyła nowy układ.
- Belle. - skinęła w moją stronę pani Santangelo, nauczycielka tańca. Rzuciłam moją torbę w kąt i zatrzymałam się przy drążku obok lustra zaczynając się rozciągać. W sali było nas razem ze mną około 10 dziewczyn. Wyglądały one na miłe, ale szczerze mówiąc odkąd tu chodzę... z żadną nie zamieniłam jeszcze ani słowa.
Po próbie pani Santangelo kazała nam zostać jeszcze na chwilę. Usiadłam na parkiecie ocierając czoło ręcznikiem.
- Wiecie co to jest burleska, prawda? - spytała patrząc na każdą z nas, a wszystkie skinęłyśmy głowami. - Moja dobra znajoma ma taki klub i szuka dziewczyny do tańca. Wysłałam jej kiedyś wideo z waszego występu i chciałaby osobiście zobaczyć jak tańczycie, wtedy wybierze jedną z was do przeszkolenia.. wielka scena, blask fleszy... qualcosa di meraviglioso, credetemi*
- Ale to nie balet. - wtrąciła blondynka siedząca obok mnie.
- Giustamente, to nie balet, ale tyto taniec wielkiej kariery. To tyle, możecie już iść. Przemyślcie to.
Zarzuciłam moją torbę na ramię i spojrzałam w lustro. Może to nie taki zły pomysł...
- Ari oferuje stałą płacę. - powiedziała cicho pani Santangelo poklepując mnie z uśmiechem po ramieniu. - Arrivederci, Belle.
Wyszłam z budynku z lekkim uśmiechem, a nóż mi się uda, mama będzie mogła spokojnie pracować na jeden etat. Szłam zamyślona wobrażając sobie jakby to mogło być kiedy usłyszałam mrożący krew w żyłach krzyk, rozejrzałam się spanikowana dookoła i zobaczyłam młodego chłopaka na środku ulicy zwijającego się z bólu. Zrzuciłam torbę z ramienia i podbiegłam do niego. Dookoła było pełno krwi, ale nie zauważyłam żadnej rany, spojrzałam na jego przepełnioną bólem twarz.
- Co się stało? - spytałam drżącym głosem.
- Nic mi nie jest... - powiedział cicho i wziął głeboki wdech. - Próbuję tylko wrócić do domu.
- Skąd jesteś? Może ci pomogę. - zaproponowałam nadal przestraszona.
- Nie znasz mojego domu. Tam wszystko jest inne. - powiedział próbując się podnieść. - Twój świat nie ma miłości, twój świat umiera. - podniósł wzrok i spojrzał mi w oczy, jego oczy miały odcień ciepłej zieleni, ale jego wzrok.. coś w nim było.. złość, ból, strach...
Spojrzałam na niego lekko zaciekawiona. - Jak to?
- Są dobre pytania i są złe pytania. - powiedział, po czym wstał i odszedł. Spojrzałam na miejsce, gdzie przed chwilą leżał i zobaczyłam małe, czarne piórko, wzięłam je w dłoń i przyglądałam mu się przez chwilę. Nawet nie powiedział mi jak ma na imię.
Wróciłam do domu około 21:30, rozejrzałam się po pustym mieszkaniu, było bardzo malutkie, ale przytulne. Poszłam do swojego pokoju, jutro szkoła, chyba powinnam się pouczyć, prawda? Usiadłam na łóżku rozkładając książki przed sobą i zaczęłam odrabiać matematykę. Cały czas miałam głupie uczucie jakby ktoś mnie obserwował. Odłożyłam długopis i rozejrzałam się dookoła, ale nie zauważyłam nic niepokojącego, położyłam się na łóżku kiedy usłyszałam dzwoniący telefon na dole, wstałam powoli i zeszłam na dół, podniosłam słuchawkę - Halo?
- Czarne pióro - wyszeptał cicho niskim głosem jakiś mężczyzna. - Masz je - warknął - masz coś co nie należy do ciebie - usłyszałam głośny trzask po drugiej stronie, po czym połączenie zostało przerwane. Moje serce wybijało szaleńczy rytm, jakbym dopiero co przebiegła maraton, odłożyłam słuchawkę trzęsącą się dłonią, podeszłam szybko do drzwi zamykając je na klucz, oparłam się o nie plecami próbując uspokoić oddech kiedy zobaczyłam wysokiego chłopaka stojącego przede mną. Zaczęłam przeraźliwie krzyczeć, no bo co innego mi zostało...


____________________

cześć, wiecie dopiero zaczynam pisanie i mam nadzieję że komukolwiek się spodoba to ff, liczę na szczere komentarze, lub jakiekolwiek komentarze,
muah muah ;*
*Belle - piękna
Qualcosa di meraviglioso, credetemi -  coś wspaniałego, uwierzcie mi
Giustamente - słusznie, racja
Arrivederci -  do zobaczenia

czwartek, 9 stycznia 2014

Prolog

Czasami wiele osób zastanawia się nad sensem życia, próbują być Bogiem oceniając niewinne dusze na ziemi, niszczą je przez swoje własne poglądy i narzucanie swojego zdania, czy tylko ja nie widzę w tym żadnego sensu? Nie dawno poznałam bardzo zamkniętą w sobie osobę, był to Tom, chłopak, którego wszyscy równali z błotem, ponieważ był zbyt wrażliwy na krytykę świata... ludzi, gdyby znali jego prawdziwą historię, gdyby chociaż spróbowali mu pomóc, ale w dzisiejszych czasach ludzie patrzą na cierpienie obojętnie.


"Czy ty wiesz, o co warto walczyć?
Kiedy nie warto za to umierać?
Czy to zabiera Ci oddech?
I czujesz, że się dusisz?
Czy ten ból przewyższa ci dumę?
I szukasz dla siebie miejsca, by się ukryć?
Czy ktoś złamał Ci serce?
Jesteś w rozsypce..."