poniedziałek, 25 maja 2015

Rozdział 6

Jak mamy nie mówić o rodzinie, gdy rodzina to wszystko, co mamy?

- Wzięłaś bieliznę? Tabletki? Telefon? Buty? Na pewno masz wszystko? - dopytywała mama poprawiając mój sweterek kiedy stałam w kolejce do odprawy.
- Maaamoo.. - mruknęłam - Spokojnie, nie martw się, wszystko mam. - powiedziałam zagryzając wargę. - Jesteś pewna? Jeśli mnie potrzebujesz.. jedno słowo i zostanę..
- Nie, skarbie, nie. To twoja szansa, leć, mną się nie przejmuj, poradzę sobie. Dobrze o tym wiesz. - mama poprawiła moje lekko potargane od wiatru włosy i przytuliła do siebie z ciepłym uśmiechem. - Ty też sobie poradzisz, jesteś dużą dziewczynką.
- Kocham cię, mamo. - wyszeptałam.
- Ja ciebie też kocham, słoneczko.
Mama zaczekała ze mną jeszcze chwilę, po czym nie chcąc spóźnić się do pracy pożegnała się ze mną odchodząc. Ojciec nawet na mnie nie spojrzał. Myślę, że był tak pijany, że jutro nie będzie wiedział, że wyjechałam.
Naomi i Scott nie bardzo przejęli się moim wyjazdem. Nawet się ze mną nie pożegnali, nie odbierali telefonu. Nie wiedziałam co się z nimi działo. Jakbym nagle zniknęła z ich życia.
Przeszłam przez odprawę bez większych problemów i niecałe 2 godziny później siedziałam już w samolocie lekko zestresowana. Byłam sama, pierwszy raz w samolocie..
Lot miałam z przesiadką, więc około 5 godzin później w głośnikach rozległ się głos stewardessy informujący nas o tym, że powoli zbliżamy się do lądowania. Spojrzałam za okno i to co zobaczyłam,
cholera, wow.. widok był nie do opisania, chyba jeszcze nigdy w życiu nie widziałam czegoś tak pięknego, czegoś co mogłoby choćby w najmniejszym stopniu równać się z tym, no może poza.. umm.. no właśnie, poza czym? Lub kim? Potrząsnęłam głową lekko zaskoczona, nie będąc pewna co sama miałam na myśli.
- Można się przysiąść? - nagle z zamyślenia wyrwał mnie czyjś głos. Podniosłam wzrok i zobaczyłam chłopaka posyłającego mi przepiękny uśmiech. Jakbym już skądś go znała.. cholera.
- Tak, pewnie. - powiedziałam lekko niepewnie zabierając swoją torebkę i robiąc mu miejsce. Czułam od niego coś dziwnego.. w sensie nie chodzi o zapach, bo pachniał pięknie.. Miałam ochotę uderzyć się w twarz. O czym ja myślę..?
- Co tak piękna dziewczyna robi tutaj sama? - zapytał ciepłym, niskim głosem, przez który moje ciało przeszły przyjemne dreszcze. Kojarzył mi się z czymś dobrym, z.. domem, ale takim domem kilka lat wstecz, kiedy jeszcze było dobrze, kojarzył się z ciepłem, kocem, i wieczorami przy kominku z kubkiem kakao w dłoniach. Weźcie mnie za nienormalną, ale w tym momencie jestem całkowicie poważna. Czułam się przy nim bezpiecznie, a nie powinnam, prawda?
- Leci, szybuje, podziwia. - odpowiedziałam z lekkim uśmiechem, na co chłopak się zaśmiał. Jego melodyjny śmiech.. może zabrzmi to przereklamowanie, ale był muzyką dla uszu. Nie wyobrażacie sobie co było w mojej głowie w tym momencie.
- W jakimś konkretnym celu? - zapytał po chwili zaciekawiony.
- W pogoni za marzeniami.
- Ambitnie.
Wzruszyłam lekko ramionami. - A ty? - zapytałam.
- A ja? - westchnął - Właściwie to nie jestem pewien, ale gdybym odpowiedział, że w poszukiwaniu szczęścia, to mógłbym zaryzykować stwierdzeniem, że właśnie je znalazłem.
Zatkało mnie. Dosłownie. Czy on mówił o mnie? Czy on..? Czy ja jestem jego wspomnianym szczęściem..?
Chłopak ponownie roześmiał się tym swoim cudownym, melodyjnym śmiechem. - Tak, kochanie, mówię właśnie o tobie. - zamruczał. Uniosłam brwi patrząc na niego. - Twoja mina mówiła sama za siebie. - wyjaśnił, a ja zarumieniłam się lekko przez to, co ponownie cholera wie skąd uroiło się w mojej głowie.
- Pomyślałem.. - zaczął po dłuższej chwili ciszy.
- Tak?
- Miami nie jest mi obce i pomyślałem, że może mógłbym ci je pokazać, albo chociaż zaprowadzić cię do celu twojej podróży. - powiedział patrząc na mnie z uśmiechem, a ja byłam nim tak zahipnotyzowana, że nie potrafiłabym odmówić.
- Dobrze, Tom. - powiedziałam, a po chwili ściągnęłam brwi zaskoczona. Dlaczego nazwałam go Tom? I kim do cholery był Tom..? Chłopak uśmiechnął się tylko. - Umm.. a właściwie to jak masz na imię?
- Tom. - wyszeptał, a między nami zapadła cisza. Co jest kurcze..

***

- Tom. - burknął nawet na mnie nie patrząc. 

- Loui...

- Wiem.

- Czego ode mnie chcesz? - szepnęłam drżącym głosem. 
- Już ci kurwa mówiłem. A ja bardzo nie lubię się powtarzać. - warknął, a ja skuliłam się na ton jego głosu. Był taki chłodny, beznamiętny, zły.. Na tym nasza rozmowa się skończyła.

***


- Nie, Tom, nie zatańczę.. 

- Jesteś pewna? Sądzę jednak, że jestem w stanie cię do tego zmusić. - powiedział wyjeżdżając z podjazdu i od razu przyspieszając. Tak, Tom.. ja też sądzę, że jesteś w stanie mnie do tego zmusić.. 

- No właśnie.. - mruknął z uśmiechem.. ale co..? przecież.. powiedziałam to na głos? - Niekoniecznie.. - mruknął pod nosem. 

- Tom! - podniosłam lekko głos oburzona. 
- No co? - zaśmiał się.. w ogóle tego nie rozumiałam.. o co tu do cholery chodzi.

***

- Tom.. nie wygłupiaj się..  
- Przestań, Louise. Nic ci nie zrobię, obiecuję. 

- Nie wierzę ci. 

- Nie musisz. 

- Ufać też ci nie ufam. 

- Trudno. 

- Nie znam cię

- Jaka szkoda. 

- Tom! 

- Louise!

***
- Czy.. czy my się znamy? - zapytałam zszokowana potrząsając głową, w której jeszcze przed chwilą było pełno.. no właśnie, czego było pełno.. wspomnień? 
Chłopak zaśmiał się ciepło. - Nie, nie wydaje mi się.
Spuściłam wzrok, ponieważ zrobiło mi się głupio. - Przepraszam. - powiedziałam kręcąc głową. - Musiałam z kimś cię pomylić.
Stewardessa poprosiła o zajęcie miejsc i zapięcie pasów, a już po chwili wylądowaliśmy. Odpięłam pasy i wstałam zabierając swoją torebkę. Tom także podniósł się z miejsca i ruszył powoli za tłumem do wyjścia. Podążałam za nim bojąc się, że mogłabym go gdzieś zgubić, a nie wiedzieć czemu nie chciałam tego. Bałam się, ponieważ przy nim czułam się dobrze, bezpiecznie. Kiedy już odebraliśmy walizki, a właściwie to Tom odebrał, to wszystko zaczynało być coraz dziwniejsze, bo skąd on wiedział która walizka była moja.. Może był szpiegiem, obrońcą albo coś w tym stylu.. zawsze mógłby być także porywaczem, ale w tym momencie nawet nie przyszłoby mi to do głowy. Byłam nim tak oczarowana.
- Chodź. - odezwał się swoim męskim, niskim głosem ruszając do wyjścia. Bez namysłu poszłam za nim, jakby ciągnął mnie na sznurku, nie potrafiłam mu odmówić. Wyszliśmy na zewnątrz, chłopak nacisnął przycisk na kluczyku, tym samym odblokowując drzwi stojącego przed nami robiącego ogromne wrażenie czarnego Mustanga. Był wow.. naprawdę był jego..? Tom podszedł  do samochodu i otworzył bagażnik wkładając do niego nasze bagaże.
- Wsiadaj. - powiedział spokojnie zajmując miejsce kierowcy. Wsiadłam do środka, a Tom odpalił silnik, który wydał z siebie niski, głośny, charakterystyczny warkot. Już po chwili sunęliśmy dość zatłoczoną ulicą. Chłopak spokojnie i sprawnie wymijał samochody przeszkadzające mu w prowadzeniu.
- Wiesz gdzie jechać? - odezwałam się po chwili marszcząc brwi, a chłopak jakby na chwilę się zmieszał.
- Nie. - powiedział po dłuższej chwili, a ja nie widząc w tym nic dziwnego zaśmiałam się podając mu adres, który dostałam mailem od Pani Ari. Około pół godziny później Tom parkował już pod kamienicą. Kamienica wyglądała na całkiem przytulną. Położona była także w potencjalnie spokojnej okolicy. Wysiadłam z samochodu, Tom zrobił to samo. Otworzył bagażnik i wyjął z niego moją walizkę.
- Pomogę ci. - powiedział posyłając mi piękny uśmiech. 
- Numer mieszkania to 6A. - także posłałam mu uśmiech. - Muszę iść tylko odebrać klucze pod 1C. 
Tom skinął głową. Ruszyłam do kamienicy i zadzwoniłam do wyznaczonego mieszkania. Po chwili drzwi się otworzyły, weszłam do środka, a za mną chłopak. Klucze zdobyłam dość szybko i bez większego problemu od miłej, młodej kobiety. 
Poszliśmy pod drzwi "mojego" mieszkania. Otworzyłam je i weszliśmy do środka. Wow, było skromnie, ale pięknie. Podobało mi się. Jak dla mnie to był luksus. Wchodząc do mieszkania po prawej znajdowała się maleńka łazienka. 
Następnie przechodziło się do kuchni połączonej z jadalnią i salonem. Była tutaj spora przestrzeń. Było przestronnie i przytulnie. Podobało mi się coraz bardziej.



 Idąc dalej weszliśmy do niewielkiej, aczkolwiek dla jednej osoby jak najbardziej wystarczającej sypialni.
- Słabo. - mruknął Tom.
- Uwierz mi, jak dla mnie jest idealnie. Nie wyobrażam sobie, by mogło być lepiej. - powiedziałam z uśmiechem. Chłopak kręcąc nosem postawił walizkę przy łóżku.
- Czy ja wiem.. - mruknął.
- Ale ja wiem. - powiedziałam z uśmiechem i spojrzałam na niego. Tom zaśmiał się patrząc mi w oczy.
- Widzę, że robi się coraz odważniej. - zamruczał seksownie, a mnie zamurowało. Zarumieniłam się odwracając wzrok.
- Przyzwyczajam się. - wzruszyłam ramionami, a chłopak ponownie się zaśmiał.
- Co robisz dziś wieczorem? - zapytał po dłuższej chwili ciszy.
- O 19 mam próbę u Pani Ari, jak skończę najprawdopodobniej jestem wolna. - powiedziałam z uśmiechem.
- Burleska.. - zamruczał Tom patrząc na mnie z iskierką w oczach.
- A..ale j-jak.. skąd wiesz? - zapytałam marszcząc brwi, a chłopak spojrzał na mnie jak na idiotkę. Po chwili jednak jakby do niego dotarło i potarł nerwowo kark.
- Wspominałaś coś w samolocie. - mruknął, a ja spojrzałam na niego niepewnie. Wspominałam..? Serio..? - A więc zajrzę do ciebie. - mrugnął do mnie łobuzersko.
- Skąd wiesz gdzie? - zapytałam ponownie. Robi się coraz dziwniej.
- Cholera, dziewczyno. Wspominałaś. - mruknął tracąc cierpliwość. Podszedł bliżej i chwycił mój podbródek w palce unosząc moją głowę tak, abym patrzyła mu w oczy. - Patrz na mnie jak do ciebie mówię, dobrze? - odezwał się spokojnie, ale władczo. Skinęłam szybko głową.
- Chodź, zrobisz mi drinka. - powiedział.
- Ale.. prowadzisz..
- Ma mi to zrobić jakąś różnicę? - odezwał się jakby zdziwiony. Prychnęłam cicho, robi się z niego coraz większy frajer. Ruszyłam do kuchni i zaczęłam przeglądać szafki, ale wszędzie było pusto, znalazłam tylko marną paczkę krakersów.
- Niestety, nie posiadam żadnych potrzebnych składników do zrobienia drinka. - powiedziałam.
- Więc idź do sklepu i zrób małe zakupy, skarbie. - odezwał się pewnym siebie głosem patrząc mi prosto w oczy. A ja nie potrafiąc się sprzeciwić jak zaklęta wzięłam torebkę i jak w transie ruszyłam do sklepu.
Kiedy wróciłam ze sklepu Tom leżał rozwalony na kanapie zajadając krakersy i oglądając telewizję. Zdenerwowało mnie to, ale nie mogłam nic zrobić, kompletnie nic! Nie potrafiłam się nawet odezwać! Spełniałam jego każdą zachciankę, jak pies! Nie mogłam przestać. Zrobiłam drinka i zaniosłam mu go kładąc przed nim na stoliku, uważając, by nie zasłonić mu widoku na telewizor. Co się ze mną działo! Miał nade mną kontrolę!
- Połóż się ze mną. - zamruczał z łobuzerskim uśmiechem, a ja bez zająknięcia zrobiłam co chciał wtulając się w jego bok. Spojrzałam na jego szyję, gdzie na sznurku zawieszone było małe, czarne piórko i wtedy coś jakby uderzyło we mnie.

***

- Co się stało? - spytałam drżącym głosem.
- Nic mi nie jest... - powiedział cicho i wziął głeboki wdech. - Próbuję tylko wrócić do domu.
- Skąd jesteś? Może ci pomogę. - zaproponowałam nadal przestraszona.
- Nie znasz mojego domu. Tam wszystko jest inne. - powiedział próbując się podnieść. - Twój świat nie ma miłości, twój świat umiera. - podniósł wzrok i spojrzał mi w oczy, jego oczy miały odcień ciepłej zieleni, ale jego wzrok.. coś w nim było.. złość, ból, strach...
Spojrzałam na niego lekko zaciekawiona. - Jak to?
- Są dobre pytania i są złe pytania. - powiedział, po czym wstał i odszedł. Spojrzałam na miejsce, gdzie przed chwilą leżał i zobaczyłam małe, czarne piórko, wzięłam je w dłoń i przyglądałam mu się przez chwilę.


***

Cholera jasna.

poniedziałek, 2 lutego 2015

Rozdział 5

Znowu nowa kobieta, kochanka na jedną noc
zabiera duszę samca piękno to.


Tom's POV
- Mocniej - jęknęła kobieta wijąca się pode mną. Była tak kurewsko seksowna, a moje podniecenie buzowało we mnie, czekając na odpowiedni moment, by wybuchnąć. Przyspieszyłem mocno i będąc na krawędzi szybko wysunąłem się z niej dochodząc intensywnie. Kobieta jęczała zatracona w swojej własnej przyjemności. Uśmiechnąłem się szeroko patrząc na nią, założyłem szybko spodnie i opuściłem łazienkę poprawiając splątane włosy. Właśnie w takich chwilach uwielbiam tą planetę. Byłem tak nabuzowany pozytywnie i rozbudzony, musiałem to dobrze spożytkować, wiedząc, że nie potrwa to długo. Wiedziałem gdzie się udam. Wyszedłem z klubu i wsiadłem w samochód. Dobrze znów tu być. Ruszyłem z miejsca gnając pustą szosą w obranym kierunku, była dość późna godzina, a to miasteczko było niewielkie, więc mogłem cieszyć się brakiem zahamowań na drodze. Zatrzymałem samochód na poboczu i odchyliłem lekko głowę w tył, przymknąłem oczy starając się skupić, po krótkiej chwili wysiadłem. Z moich ust nie schodził uśmiech, ruszyłem w stronę niewielkiego, skromnego domu, w którym nie paliło się żadne światło. Zaszedłem na tyły, przeskakując przez niewielki płot ogradzający działkę i wszedłem do środka tam po prostu, jak do swojego domu od razu kierując się do pokoju na górze. Wszedłem cicho do środka i mój uśmiech poszerzył się na widok dziewczyny śpiącej na łóżku. Wyglądała tak bezbronnie, nienagannie, niewinnie, idealnie. Tak cholernie mnie pociągała.
Zamknąłem drzwi i podszedłem do łóżka, usiadłem na nim i nie mogąc się powstrzymać położyłem dłoń na nagim ramieniu dziewczyny. Poruszyła się delikatnie i mruknęła coś cicho, jednak nie zbudziła się, uśmiechnąłem się szeroko sunąc palcami po jej plecach w dół, pod pościelą. Louise poruszyła się niespokojnie powoli uchylając zaspane powieki, rozejrzała się po pokoju jakby nie wiedząc co się dzieje, ale nie zauważając nic podejrzanego położyła się z powrotem zagryzając wargę. Kurwa, gdybym tylko mógł, aghh, pieprzone zasady. Odsunąłem się i cicho opuściłem pokój nie chcąc wzbudzać podejrzeń. Tak cholernie ciągnęło mnie do niej fizycznie. Mruknąłem niezadowolony pod nosem schodząc na dół i opuszczając dom. Jednak zatrzymałem się na chwilę wyczuwając coś dziwnego w powietrzu. Jakby.. nie, niemożliwe, nie ma go tu i już nie wróci, ma co chciał, nie ma prawa się tutaj pojawiać. Nie pozwolą mu. Cholera, pieprzyć to.

Louise POV
Było późne popołudnie, siedzieliśmy u Scott'a w salonie na fotelu grając na playstation. Byłam dziś
tak zestresowana. Minął równo tydzień, a Pani Ari nadal nie dawała znaku, straciłam już wszelkie nadzieje, jednak minął także równo tydzień od kiedy dostałam sms od.. od kogoś, nawet nie mam pojęcia kto to, jednak wystraszyłam się szczerze mówiąc, a szczególnie dziś rano, kiedy zbudził mnie czyjś dotyk. Czułam go tak wyraźnie! A jednak kiedy się zbudziłam pokój był pusty. Zaczynałam wariować.
Scott poprawił się w miejscu obejmując mnie wygodniej. - Przegrywasz, ziomuś. - uśmiechnął się zwycięsko.
- Byś się nie zdziwił. - mruknęłam śmiesznie wracając do skupiana się. Nagle poczułam jego ciepłą, dużą dłoń na swoim udzie, robił to specjalnie, żeby mnie rozproszyć, jednak ja nie dałam się sprowokować. - Yeah, znowu górą! - uśmiechnęłam się szeroko wyrzucając ręce w górę. Chłopak mruknął niezadowolony.
- Dałem ci wygrać. - powiedział po chwili, na co parsknęłam śmiechem.
- Dobry ża.. - chciałam dokończyć, ale przerwał mi dźwięk dzwonka mojego telefonu. Zerwałam się z miejsca i w popłochu zaczęłam go szukać, by się nie spóźnić, a Scott tylko siedział nabijając się ze mnie. Bardzo śmieszne. W końcu go znalazłam i w ostatniej chwili szybko odebrałam. - Halo? - odezwałam się lekko zdyszana.
- Dzień Dobry, przeszkadzam w czymś może? - w słuchawce rozbrzmiał miły, kobiecy głos, jakby znajomy..
- Nie, nie, w jakiej sprawie Pani dzwoni? - spytałam grzecznie.
- Chciałam cię poinformować, że dostałaś się. - powiedziała ciepło.
- Dostałam się? - powtórzyłam nie bardzo wiedząc o co chodzi.
- Tu Ari, dostałaś się, wybrałam ciebie. - powiedziała, a ja pisnęłam podskakując ze szczęścia jak mała dziewczynka. Po chwili uświadamiając sobie co robię ogarnęłam się przepraszając. - No nic, mam nadzieję, że nie pożałuję. - westchnęła kobieta. - Widzimy się, do zobaczenia.
Odłożyłam telefon piszcząc i skacząc z radości. - Dostałam się, Scott, dostałam się! - piszczałam uradowana. Scott wstał i z szerokim uśmiechem przytulił mnie gratulując mi. Kiedy już mnie puścił i stałam tak uśmiechając się, poczułam czyjąś dłoń na plecach. Myśląc, że to mama Scott'a odwróciłam się, jednak nie było za mną nikogo. Zagryzłam nerwowo wargę i postanowiłam teraz się tym nie przejmować, wracając do cieszenia się. 

sobota, 10 stycznia 2015

Rozdział 4

Dziura w mojej duszy, wciąż się pogłębia
Nie chciałbyś przejść się po jeziorze i sprowadzić mnie do domu, z powrotem?

Przetarłam zaspane oczy zbudzona przez ostre światło. Przyłożyłam rękę do głowy krzywiąc się z bólu. Nie mogłam sobie przypomnieć gdzie jestem i co się stało, byłam cholernie rozkojarzona i nie potrafiłam się na niczym skupić. Co się ze mną dzieje? Usiadłam powoli rozglądając się, przymrużyłam lekko oczy, by lepiej widzieć. gdzie ja jestem?
- Dzień dobry, księżniczko. - usłyszałam ciche mruknięcie, głos był niski, głęboki i mmm taki seksowny. Spojrzałam w tamtą stronę i ohh.. cóż to za Apollo stał w mym pokoju..
- C-co ty tu.. c-co ja tu..? - szepnęłam jąkając się. Ściągnęłam brwi zdziwiona.
Chłopak roześmiał się dźwięcznie kręcąc głową. - Jesteś niezdarą, kochanie, pamiętasz coś? - spytał troskliwie, na co ja pokręciłam przecząco głową.
- Pamiętam tylko, że wracałam z zajęć baletu.. Pani Santangelo mówiła coś o Ari i burlesce.. a później.. - urwałam tak właściwie nie pamiętając nic więcej. Mężczyzna uśmiechnął się szeroko.
- Przewróciłaś się, piękna i uderzyłaś się w głowę, przespałaś kilka dni, - wyjaśnił spokojnie, a ja skinęłam głową. - a teraz wybacz mi, muszę iść - powiedział spokojnie, po czym ucałował mnie delikatnie w czoło i.. zniknął. Tak nagle.. - Wracam do domu. - usłyszałam jakby znikąd.
Zerwałam się z łóżka z krzykiem, przerażona, rozejrzałam się po pokoju. Byłam sama. W moim pokoju. Przetarłam twarz dłońmi będąc w totalnym szoku. Czegoś mi brakowało, czułam się tak pusto.. ale nie mogło dotrzeć do mnie o co chodzi. Czułam się inaczej, tak.. normalnie, ale tak.. dziwnie.
Mijały tygodnie, a ja znów zatraciłam się w mojej szarej rzeczywistości. Dziś wieczorem studio tańca miała odwiedzić Ari, właścicielka klubu, o której tyle nam opowiadała Pani Santangelo, dziewczyny biegały podniecone ćwicząc, piszcząc i stresując się. Przez ostatnie tygodnie wszystko co ćwiczyłyśmy, wszystkie układy.. wszystko miało nas idealnie przygotować na dzisiejszy dzień. Miałyśmy być perfekcyjne, idealne, jak porcelanowe laleczki, baletnice bez żadnej skazy. 
Siedziałam pod ścianą zestresowana rozciągając się.
Trzęsłam się ze strachu, miałam taką cholerną tremę. Dziewczyny były tak dobrze rozciągnięte i przygotowane, tak wyćwiczone, perfekcyjnie przygotowane, wyglądały jak profesjonalistki, zero stresu, a ja, ja przy nich wyglądałam jak totalna amatorka.
- Madre divina! - zawołała Pani Santangelo krążąc zestresowana w kółko - Dziewczynki moje, kochane! Ari, sarà presto volontà! Uno, due, alzati, alzati, pratichiamo! - Pani Santangelo klasnęła w dłonie.
Wstałam śmiejąc się pod nosem.
To było takie zabawne, zawsze jak się denerwowała krzyczała w swoim ojczystym języku. Zaczęłyśmy od standardowego układu powoli przechodząc do tych trudniejszych figur. Pani Santangelo krążyła dookoła dokładnie obserwując każdy nasz krok. Kiedy skończyłyśmy usłyszałyśmy klaskanie. Wszystkie głowy zwróciły się w stronę drzwi, gdzie stała przepiękna kobieta mniej więcej w wieku Pani Santangelo.
- To było przepiękne. - powiedziała z uśmiechem. - Ale jednak.. chciałabym obejrzeć indywidualny występ każdej z was. - oznajmiła - Chciałabym zacząć od Ciebie - stwierdziła wskazując palcem na mnie, a ja oniemiałam spanikowana. - Masz przepiękną figurę, chodź bliżej, kochanie, nie denerwuj się, ja nie gryzę. Muzyka spokojnie rozbrzmiała w głośnikach na całej sali. Stałam na środku czując na sobie rozdrażnione spojrzenia wszystkich dziewczyn. Patrzyłam na swoje odbicie w lustrze starając się uspokoić. Mijały kolejne takty, nuty, słowa, a ja nie potrafiłam się uspokoić. W końcu wzięłam się w garść i wykonałam pierwsze kroki zaczynając spokojnie, powoli się rozkręcałam tańcząc w rytm muzyki, wykonywałam coraz to trudniejsze figury wczuwając się w muzykę. Zakończyłam równo z końcem piosenki "kłaniając się przed wszystkimi". Byłam z siebie zadowolona, naprawdę dobrze mi poszło. Przynajmniej w mojej skromnej opinii. Pani Ari patrzyła na mnie szerokim uśmiechem, a moja nauczycielka tańca z szeroko otwartymi ze zdziwienia ustami, tak jak i wszystkie dziewczyny. Uśmiechnęłam się nieśmiało i podeszłam do dziewczyn, po czym usiadłam z boku. Po około 2 godzinach byłam już w domu. Pani Ari powiedziała, że skontaktuje się z nami do tygodnia. Trochę się stresowałam, jednak byłam szczęśliwa, że przezwyciężyłam mój strach i pokazałam w końcu na co mnie stać. Usłyszałam brzęczenie mojego telefonu. Wzięłam go i otworzyłam wiadomość. 

od: nieznajomy
cya, beautiful x

                fucker  


niedziela, 15 czerwca 2014

Rozdział 3

Zamierzam nauczyć ją grzeszyć, ponieważ zawsze wiem, gdzie była żyjąc po złej stronie ścieżki


Muzyka grała niemiłosiernie głośno, nawet poza budynkiem szkoły. Siedziałam przy basenie na zewnątrz, w którym czasami mamy wychowanie fizyczne. Wszyscy się dobrze bawili.. tylko nie ja. Czułam się tam jak odludek.. nie lubię ludzi.. chcą wiedzieć zbyt wiele, są zbyt ciekawscy. Nie lubię być w centrum uwagi, a przez Naomi wszyscy się na mnie gapili. Gdybym nie ubrała tej sukienki, tylko tą którą chciałam założyć, nikt by mnie nie zauważył, jak zwykle. A teraz.. jeszcze trochę i każdy zobaczy mój tyłek.. To prawda, sukienka jest śliczna, ale.. nie jest dla mnie. Może Naomi czuje się w niej komfortowo, ale ja nie.


Wstałam powoli i ruszyłam w stronę domu. Byłam zła na Naomi i Scott'a, że mnie na to namówili, było tak zimno, a ja miałam ponad 4km pieszej wycieczki. Szłam już dłuższy czas, robiło się coraz zimniej, objęłam się ramionami i przyspieszyłam trochę kroku. Nagle pustą drogę oświetliły światła jadącego gdzieś za mną samochodu. Miałam dziwne przeczucie, ale postanowiłam je zignorować idąc spokojnie dalej, dopóki samochód nie zwolnił kiedy był już obok mnie. Wtedy na prawdę spanikowałam. 
- Wsiadaj. - powiedział ktoś niskim, władczym tonem. Spojrzałam przestraszona na samochód, okno od strony kierowcy było otwarte, ale było tak ciemno, że nie dostrzegłam twarzy.. ale ten głos tego mężczyzny.. był tak charakterystyczny i.. o kurwa. - Wsiadaj. - warknął. - Nie lubię się powtarzać. 
Nie wiedziałam co mam zrobić. Stałam jak słup soli całkiem wystraszona. Mężczyzna wysiadł z auta wyprowadzony z równowagi. Nie mam pojęcia czym on się tak przejmował. Jednym ruchem złapał mnie w talii i przewiesił sobie przez ramię idąc w stronę drzwi od strony pasażera. Zaczęłam się rzucać i bić go w pięściami w plecy, ale to go w ogóle nie ruszało. Wsadził mnie do samochodu i zapiął pasem, po czym w niewiarygodnie szybkim tępie znalazł się na miejscu kierowcy i zablokował moje drzwi. Siedziałam tak sparaliżowana strachem. 
Chłopak spojrzał na mnie i zaśmiał się mierząc mnie wzrokiem. To było okropnie krępujące, spuściłam wzrok na swoje trzęsące się dłonie. 
- Podoba mi się to, że się mnie boisz. - mruknął. Nawet nie usłyszałam w którym momencie przybliżył się do mnie. Delikatnym ruchem odgarnął moje włosy na drugie ramię i przejechał nosem od mojego ucha do obojczyka. Oddech uwiązł mi w gardle. Właśnie dotarło do mnie, że jestem sama z mężczyzną, którego imienia nie znam.. którego w ogóle nie znam.. ale wiem że jest psychopatą zamknięta w samochodzie. 
Odsunął się ode mnie i usiadł prosto na swoim miejscu. 
Jechaliśmy już dłuższą chwilę w ciszy, siedziałam skulona trzęsąc się ze strachu.. nawet nie wiedziałam jak ma na imię, w ogóle nie znałam go.. tyle myśli błąkało mi się po głowie. 
- Tom. - burknął nawet na mnie nie patrząc. 
- Loui...
- Wiem.
- Czego ode mnie chcesz? - szepnęłam drżącym głosem. 
- Już ci kurwa mówiłem. A ja bardzo nie lubię się powtarzać. - warknął, a ja skuliłam się na ton jego głosu. Był taki chłodny, beznamiętny, zły.. Na tym nasza rozmowa się skończyła. Zaczynałam powoli kojarzyć ulice, a w końcu zatrzymał się pod moim domem. Odpięłam powoli i niezdarnie pas. 
- Wypierdalaj. - mruknął patrząc na mnie groźnie. Spuściłam wzrok i najszybciej jak tylko mogłam opuściłam jego samochód i uciekłam do domu. Dlaczego tak właściwie mnie podwiózł.. przecież.. nic nie rozumiem. Zamknęłam drzwi wejściowe na klucz. Jeszcze nie zdążyłam dobrze przejść przez próg kiedy usłyszałam krzyk ojca. Tak strasznie wyzywał mamę, z resztą jak zwykle. Zamknęłam oczy do których niemiłosiernie cisnęły się łzy. Szybko pobiegłam na górę i jak ten tchórz schowałam się w swoim pokoju. Nienawidziłam tego, powinnam zadzwonić po policję.. albo ratować matkę, ale ja wolałam się schować. Szybko wczołgałam się pod kołdrę nawet nie zdejmując butów. Przeszlochałam prawie całą noc, zasnęłam dopiero jak zaczęło świtać. 
Późnym rankiem obudziło mnie ciche stukanie w okno. Zwlekłam się z łóżka i podeszłam do okna by sprawdzić kto tak hałasuje. Rozejrzałam się i mój wzrok zatrzymał się na wysokim chłopaku stojącym pod moim oknem. Był ubrany cały na czarno, a na jego nosie znajdowały się jedne z tych szpanerskich Ray Ban'ów. W prawej ręce podrzucał małe kamyczki. Patrzyłam na niego lekko zmieszana i przestraszona.
- Za 10 minut widzimy się przed domem. - powiedział spokojnie, ale władczo.
- Nie mam ochoty. - mruknęłam.
- Gówno mnie obchodzi na co masz ochotę. Jak sama nie wyjdziesz wyciągnę cię siłą. - warknął.
- A...ale.. Nie. Nigdzie nie idę. - wystawiłam w jego stronę środkowy palec, po czym szybko schowałam się w pokoju. Usiadłam w kącie i przez długi czas nasłuchiwałam jakichś hałasów, ale wyglądało na to, że odpuścił sobie. Odetchnęłam z ulgą wstając, podeszłam do drzwi i wychyliłam głowę rozglądając się po korytarzu.. cisza.. Wyszłam niepewnie i ruszyłam w stronę łazienki szybkim krokiem. Zatrzasnęłam drzwi i pisnęłam przerażona dobijając do czegoś twardego, podniosłam wzrok i zobaczyłam JEGO. Jak?! Ja się pytam jak?! 
- Zdziwiona? - spytał z wrednym uśmiechem. Spuściłam wzrok, a on chwycił mocno moje ramiona. - Odpowiedz, kurwa! - krzyknął zdenerwowany. 
- Tom.. przestań.. ranisz mnie.. - szepnęłam słabym głosem. Jego uścisk lekko złagodniał. 
- Ubieraj się. - warknął puszczając mnie całkiem, po czym wyszedł szybko z łazienki. Szybko przebrałam sie przestraszona i opuściłam łazienkę. Tom stał przy schodach opierając się o ścianę, zagryzłam wargę podchodząc troszkę bliżej, chłopak tylko się zaśmiał kręcąc głową i podszedł do mnie zbliżając usta do mojego ucha.
- Tak cholernie podoba mi się to jak bardzo się mnie boisz - mruknął, a mnie przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Tom chwycił moją dłoń i pociągnął mnie do wyjścia. Przed domem stał duży, czarny samochód. Chłopak niemal wrzucił mnie do samochodu i zapiął moje pasy.. umm.. ja mam jeszcze sprawne ręce? ale nie odezwałam się. Byłam zbyt wystraszona..
- Zatańczysz dla mnie. - oznajmił z cwaniackim uśmiechem. 
- Nie.. nie będę dla ciebie tańczyć.. - zaprotestowałam patrząc na niego jakby zwariował. 
- Ależ zatańczysz, kochanie. 
- Nie, Tom, nie zatańczę.. 
- Jesteś pewna? Sądzę jednak, że jestem w stanie cię do tego zmusić. - powiedział wyjeżdżając z podjazdu i od razu przyspieszając. Tak, Tom.. ja też sądzę, że jesteś w stanie mnie do tego zmusić.. 
- No właśnie.. - mruknął z uśmiechem.. ale co..? przecież.. powiedziałam to na głos? - Niekoniecznie.. - mruknął pod nosem. 
- Tom! - podniosłam lekko głos oburzona. 
- No co? - zaśmiał się.. w ogóle tego nie rozumiałam.. o co tu do cholery chodzi. Chłopak zaparkował na jednym z wolnych miejsc parkingowych przy kamienistej "plaży". Wysiedliśmy z samochodu, a ja stałam tam spanikowana.. a co jak chce mnie zabić i wrzucić do oceanu.. albo gorzej! a co jak mnie utopi? Tom podszedł do mnie śmiejąc się pod nosem.. ja nie rozumiem co go tak bawi, wyglądam aż tak głupio? 
- Chodź. - powiedział wyciągając do mnie dłoń. 
- Nie, ja nigdzie z tobą nie pójdę.. do grobu się jeszcze nie wybieram.. 
- Gdybym chciał cię zabić zrobiłbym to już dawno.. ale szczerze mówiąc właśnie w takich momentach mam ochotę to zrobić. - warknął, a mnie zmroziło. 
- Teraz to już tym bardziej nigdzie z tobą nie pójdę. - prychnęłam odsuwając się. Tom przewrócił oczami i sekundy później znalazłam się na jego plecach. - Puść mnie.. - mruknęłam próbując się wyrwać, ale on trzymał zbyt mocno. Ruszył w stronę wody. - Tom.. nie wygłupiaj się.. 
- Przestań, Louise. Nic ci nie zrobię, obiecuję. 
- Nie wierzę ci. 
- Nie musisz. 
- Ufać też ci nie ufam. 
- Trudno. 
- Nie znam cię
- Jaka szkoda. 
- Tom! 
- Louise!
- Uhh.. - już więcej się nie odezwałam . Chłopak usiadł na jednym z większych kamieni blisko wody obracając mnie tak, że siedziałam okrakiem na jego kolanach twarzą do niego. Skrzywiłam się próbując się odsunąć. Określić to krępującym to zdecydowane niedopowiedzenie. Tom tylko uśmiechał się głupio przyglądając mi się uważnie. Jak on w ogóle znalazł się w moim pieprzonym życiu?! 
Kiedy tak dłużej przyglądałam mu się.. coś mi w nim dziś nie pasowało.. nos? nie.. usta? nie.. nadal idealne.. co?! uhh.. oczy.. nie widzę ich.. coś mi się nie zgadza.. włosy! inaczej ułożone dziś.. ale no cholera.. to tylko to..? 
- Dlaczego jesteś dla mnie taki miły? - spytałam cicho. 
- A kto powiedział, że jestem miły? - uśmiechnął się bezczelnie. 
- A nie jesteś? 
- A wolisz żebym był bezczelnym dupkiem? 
- J-ja..
- Się robi, kochanie. - posłał mi ten swój głupi uśmiech, po czym chwytając brutalnie moje ramiona wpił się agresywnie w moje usta. Pisnęłam zszokowana kładąc dłonie na jego klatce piersiowej próbowałam go odepchnąć, ale to na nic. Chłopie, ile ty masz siły!! Tom zaśmiał się w moje usta, a ja idealnie wykorzystałam okazję i ugryzłam go w wargę, przez co syknął cicho odsuwając się. Szybko wstałam z niego i najszybciej jak potrafiłam zaczęłam biec w stronę parkingu, a następnie omijając samochód rzuciłam się biegiem w stronę mojego domu. Przynajmniej tak myślałam.. kurcze.. nawet dokładnie nie wiem gdzie jesteśmy. Poczułam jak czyjeś silne ramiona owijają się wokół mojej talii przyciągając mnie do siebie, straciłam grunt pod nogami. Pisnęłam przerażona. 
- Skarbie, nie martw się.. obiecuję być delikatny. - wymruczał mi do ucha, tym swoim niskim, zachrypniętym głosem. Poczułam jak przykłada mi coś do twarzy, przez co nie mogłam nic zobaczyć. Poczułam dziwny, ale charakterystyczny zapach, a po tym była już tylko ciemność.

niedziela, 2 marca 2014

Rozdział 2

Spójrz w moje oczy, są pełne strachu 

- Nadal nie wiesz o czym mówię? - warknął na mnie szarpiąc mnie za ramię. - Odpowiedz kiedy do ciebie kurwa mówię. - popchnął mnie gwałtownie na ścianę. Pomimo że tak cholernie się bałam, byłam zła na niego... kimkolwiek był.. wprasza mi się do domu i pomiata mną jak jakimś kawałkiem gówna.
- A jeśli je mam to co? Myślisz że jeśli przyjdziesz i mną trochę poszarpiesz to się wystraszę? - spytałam patrząc mu prosto w oczy. Zgrywałam jakąś pieprzoną bohaterkę? Udając że sie go nie boję..
Zaśmiał się gardłowo odchylając głowę do tyłu. - Chcesz się zabawić... - mruknął przybliżając się do mnie...jego zapach.. mieszał mi w głowie.. - Więc się zabawimy, skarbie. Do zobaczenia w piekle. - powiedział i z wrednym uśmiechem opuścił mój dom.
- W co ja się znów wplątałam.. - mruknęłam przestraszona osuwając się po ścianie. Kłopoty to moje drugie imię.. za każdym razem.. zamiast odpuścić ja jeszcze głębiej staczam się na dno. Dlaczego? Sama nie wiem..

***

Rano obudziło mnie nieznośne brzęczenie mojego telefonu. Ten stary gruchot ledwo już się trzymał, ale jednak.. i miałam nadzieję, że wytrzyma jak najdłużej, bo na nowy na pewno mnie nie stać.. przynajmniej w najbliższym czasie. Sięgnęłam po telefon i otworzyłam nową wiadomość

od: nieznajomy
grę uważam za rozpoczętą

                             fucker

Oddech uwiązł mi w gardle, odrzuciłam telefon na łóżko przestraszona. Byłam pewna że sobie odpuści, że to są tylko jakieś głupie żarty.. Nagle ktoś wpadł z impetem do mojego pokoju, podskoczyłam na łóżku przestraszona.
- Dzisiaj baaaaaaaal! - zawołał uradowany Scott wskakując mi na łóżko, od razu po nim do pokoju weszła Naomi przewracając na niego oczami.
- Tapeciara zgodziła się z nim pójść. - wyjaśniła z uśmiechem.
- Na prawdę? - spytałam z udawanym entuzjazmem.
- Tak. Coś czuję, że dziś nieźle porucham! - powiedział z szerokim uśmiechem, na co Naomi wybuchnęła śmiechem.
- Coś czuję że razem z samochodem sprzedałeś mózg. - zaśmiała się Naomi.
Pokręciłam głową z uśmiechem wstając z łóżka kiedy ta dwójka prowadziła zawziętą kłótnię. Wyjęłam z szafki ubrania, poszłam do łazienki i szybko się przebrałam. Kiedy wróciłam Naoms i Scott już czekali w salonie. Pojechaliśmy do centrum handlowego. Naomi biegała po sklepach jak szalona przymierzając tryliardy różnych kreacji. Scott znalazł już garnitur dla siebie i zaszył się w jednej z kawiarni. Ja chodziłam za przyjaciółką komplementując ją przy przymierzaniu sukienek i modląc się, by w końcu coś wybrała.
- Skarbie, a co z sukienką dla ciebie? - spytała Naomi przeglądając się w lustrze przy przymierzaniu ślicznej, czerwonej sukienki.
- Ja chyba nie pójdę na ten bal. - powiedziałam niepewnie przeczesując palcami włosy.
- Jak to nie idziesz?
- No.. nie mam z kim, a poza tym nie mam żadnej sukienki. - wyzruszyłam lekko ramionami.
- Ja ci pożyczę sukienkę, a poza tym pójdziesz ze mną, to mało? - spytała patrząc na mnie ze śmiesznie poważną miną.
- No.. ni..
- No właśnie. - powiedziała z triumfalnym uśmiechem. - Ta mi się podoba, jak myślisz, wziąć ją? - spytała obracając się wokół własnej osi.
- Tak, myślę że ta jest najlepsza i na prawdę wyglądasz nieziemsko. - powiedziałam, a Naomi z uśmiechem schowała się w przebieralni. Podeszłam do lustra i spojrzałam na swoje odbicie. Nigdy nie będę wyglądać tak dobrze jak Naomi, bo nigdy nie będę miała tyle pieniędzy. Zobaczyłam jakiś cień za mną, a po chwili dosłownie z nikąd pojawił się tam ten chłopak. Pisnęłam przerażona, ale nie usłyszałam żadnego dźwięku, ponieważ chłopak zdążył zasłonić mi dłonią usta. Tak bardzo się bałam, serce waliło mi jak szalone.
- Jak się bawisz, słońce? - mruknął mi do ucha niskim tonem.
- K-kim.. j-jesteś? - wyjąkałam przerażona.
- Twoim marzeniem - powiedział cicho przejeżdżając nosem po mojej szyi - i twoim koszmarem.
- Zostaw mnie w spokoju. - szepnęłam.
- Chciałaś zagrać. Więc zagramy, skarbie. Przede mną się nie schowasz. Znajdę cię wszędzie. Czasami jestem bezlitosny.
Stałam sparaliżowana strachem z zamkniętymi oczami, kiedy je otworzyłam po kilku minutach zobaczyłam za mną zdziwioną Naomi.
- Nie pytaj. - powiedziałam cicho.

piątek, 17 stycznia 2014

Rozdział 1

W środku nocy, kiedy krzyczą anioły

Kocham balet, ale nienawidzę tego, że zajęcia są tak późno. Jest godzina 18:15 i dookoła jest już ciemno, jedynie latarnie uliczne dają skromne oświetlenie.
Jestem Louise, mieszkam w jednej z biedniejszych dzielnic Nowego Orleanu w stanie Luizjana. Od około 5-tego roku życia tańczę balet. Taniec jest przeznaczeniem, lepszym jutrem, jest przyszłością. Nie mam zbyt wielu przyjaciół, ani nie zwracam na siebie większej uwagi. Moi rodzice często są poza domem, mama pracuje na dwa etaty w tutejszej kawiarni, a w weekendy dorabia w szpitalu. Ojciec od kiedy pamiętam nigdy nie pracował i albo przesiadywał w barze z kumplami, albo przed telewizorem z piwem w ręku. Był awanturnikiem, okropnym awanturnikiem. Starałam się pomagać mamie jak mogłam, ale ona wcale nie chciała pomocy, zawsze kiedy proponowałam jej pomocną dłoń odprawiała mnie mówiąc żebym się pouczyła, albo przećwiczyła nowy układ.
- Belle. - skinęła w moją stronę pani Santangelo, nauczycielka tańca. Rzuciłam moją torbę w kąt i zatrzymałam się przy drążku obok lustra zaczynając się rozciągać. W sali było nas razem ze mną około 10 dziewczyn. Wyglądały one na miłe, ale szczerze mówiąc odkąd tu chodzę... z żadną nie zamieniłam jeszcze ani słowa.
Po próbie pani Santangelo kazała nam zostać jeszcze na chwilę. Usiadłam na parkiecie ocierając czoło ręcznikiem.
- Wiecie co to jest burleska, prawda? - spytała patrząc na każdą z nas, a wszystkie skinęłyśmy głowami. - Moja dobra znajoma ma taki klub i szuka dziewczyny do tańca. Wysłałam jej kiedyś wideo z waszego występu i chciałaby osobiście zobaczyć jak tańczycie, wtedy wybierze jedną z was do przeszkolenia.. wielka scena, blask fleszy... qualcosa di meraviglioso, credetemi*
- Ale to nie balet. - wtrąciła blondynka siedząca obok mnie.
- Giustamente, to nie balet, ale tyto taniec wielkiej kariery. To tyle, możecie już iść. Przemyślcie to.
Zarzuciłam moją torbę na ramię i spojrzałam w lustro. Może to nie taki zły pomysł...
- Ari oferuje stałą płacę. - powiedziała cicho pani Santangelo poklepując mnie z uśmiechem po ramieniu. - Arrivederci, Belle.
Wyszłam z budynku z lekkim uśmiechem, a nóż mi się uda, mama będzie mogła spokojnie pracować na jeden etat. Szłam zamyślona wobrażając sobie jakby to mogło być kiedy usłyszałam mrożący krew w żyłach krzyk, rozejrzałam się spanikowana dookoła i zobaczyłam młodego chłopaka na środku ulicy zwijającego się z bólu. Zrzuciłam torbę z ramienia i podbiegłam do niego. Dookoła było pełno krwi, ale nie zauważyłam żadnej rany, spojrzałam na jego przepełnioną bólem twarz.
- Co się stało? - spytałam drżącym głosem.
- Nic mi nie jest... - powiedział cicho i wziął głeboki wdech. - Próbuję tylko wrócić do domu.
- Skąd jesteś? Może ci pomogę. - zaproponowałam nadal przestraszona.
- Nie znasz mojego domu. Tam wszystko jest inne. - powiedział próbując się podnieść. - Twój świat nie ma miłości, twój świat umiera. - podniósł wzrok i spojrzał mi w oczy, jego oczy miały odcień ciepłej zieleni, ale jego wzrok.. coś w nim było.. złość, ból, strach...
Spojrzałam na niego lekko zaciekawiona. - Jak to?
- Są dobre pytania i są złe pytania. - powiedział, po czym wstał i odszedł. Spojrzałam na miejsce, gdzie przed chwilą leżał i zobaczyłam małe, czarne piórko, wzięłam je w dłoń i przyglądałam mu się przez chwilę. Nawet nie powiedział mi jak ma na imię.
Wróciłam do domu około 21:30, rozejrzałam się po pustym mieszkaniu, było bardzo malutkie, ale przytulne. Poszłam do swojego pokoju, jutro szkoła, chyba powinnam się pouczyć, prawda? Usiadłam na łóżku rozkładając książki przed sobą i zaczęłam odrabiać matematykę. Cały czas miałam głupie uczucie jakby ktoś mnie obserwował. Odłożyłam długopis i rozejrzałam się dookoła, ale nie zauważyłam nic niepokojącego, położyłam się na łóżku kiedy usłyszałam dzwoniący telefon na dole, wstałam powoli i zeszłam na dół, podniosłam słuchawkę - Halo?
- Czarne pióro - wyszeptał cicho niskim głosem jakiś mężczyzna. - Masz je - warknął - masz coś co nie należy do ciebie - usłyszałam głośny trzask po drugiej stronie, po czym połączenie zostało przerwane. Moje serce wybijało szaleńczy rytm, jakbym dopiero co przebiegła maraton, odłożyłam słuchawkę trzęsącą się dłonią, podeszłam szybko do drzwi zamykając je na klucz, oparłam się o nie plecami próbując uspokoić oddech kiedy zobaczyłam wysokiego chłopaka stojącego przede mną. Zaczęłam przeraźliwie krzyczeć, no bo co innego mi zostało...


____________________

cześć, wiecie dopiero zaczynam pisanie i mam nadzieję że komukolwiek się spodoba to ff, liczę na szczere komentarze, lub jakiekolwiek komentarze,
muah muah ;*
*Belle - piękna
Qualcosa di meraviglioso, credetemi -  coś wspaniałego, uwierzcie mi
Giustamente - słusznie, racja
Arrivederci -  do zobaczenia

czwartek, 9 stycznia 2014

Prolog

Czasami wiele osób zastanawia się nad sensem życia, próbują być Bogiem oceniając niewinne dusze na ziemi, niszczą je przez swoje własne poglądy i narzucanie swojego zdania, czy tylko ja nie widzę w tym żadnego sensu? Nie dawno poznałam bardzo zamkniętą w sobie osobę, był to Tom, chłopak, którego wszyscy równali z błotem, ponieważ był zbyt wrażliwy na krytykę świata... ludzi, gdyby znali jego prawdziwą historię, gdyby chociaż spróbowali mu pomóc, ale w dzisiejszych czasach ludzie patrzą na cierpienie obojętnie.


"Czy ty wiesz, o co warto walczyć?
Kiedy nie warto za to umierać?
Czy to zabiera Ci oddech?
I czujesz, że się dusisz?
Czy ten ból przewyższa ci dumę?
I szukasz dla siebie miejsca, by się ukryć?
Czy ktoś złamał Ci serce?
Jesteś w rozsypce..."